W przeciągu dwóch najbliższych miesięcy władze Nowej Zelandii spodziewają się nowej fali turystów i sympatyków twórczości J.R.R. Tolkiena, którzy będą chcieli poznać krainę i podążać śladami włochatych stóp Bilbo Bagginsa po malowniczych ziemiach legendarnej Middle Earth.
Film "The Hobbit: An Unexpected Journey" nie zawiedzie fanów twórczości Tolkiena, jest to kolejna niezwykła opowieść o walce dobra ze złem, w której hobbit Bilbo Baggins wyruszy w niebezpieczną podroż, by wraz z czarodziejem Gandalfem i trzynastoma towarzyszami pokonać smoka Smauga... a to wszystko nakręcone w bajecznej scenerii Nowej Zelandii. Tak, krajobrazy i pejzaże z filmu istnieją na prawdę! Zobaczcie, gdzie dokładnie rozgrywają się sceny pokazane w filmie.
Seria filmów "Władca Pierścieni" stała się dla Nowej Zelandii źródłem dużych interesów i możliwości, odkąd reżyser Peter Jackson zdecydował się nakręcić właśnie tam swoje filmy oparte na powieściach Tolkiena. Teraz, z kolejną odsłoną, czyli filmem "Hobbit: Niezwykła podróż" nadarza się kolejna okazja, by przyciągnąć miłośników nie tylko miłośników twórczości Tolkiena, ale również fanów niezwykłych krajobrazów pokazanych w dziełach "Władca Pierścieni".
Źródło: www.hobbitontours.com
Jednym z głównych miejsc filmu jest teraz Hobbiton, mała wioska, znana również jako Shire z innych części trylogii. Znajduje się ona dwie godziny jazdy od Auckland. Z Auckland bardzo często odjeżdżają do niej minibusy pełne miłośników trylogii, a informacje o miejscu docelowym wszystkich pielgrzymów znaleźć można w każdej kawiarnii lub pubie w Auckland lub Matamata. Powstało już tam kilka organizacji, które specjalizują się w wycieczkach tematycznych związanych z różnymi częściami Władcy Pierścieni, a jedną z najpopularniejszych jest Hobbiton Tours.
Źródło: www.hobbitontours.com
Słynne Hobbiton znajduje się tuż obok miejscowości Matamata, gdzie po skończeniu zdjęć do filmu postanowiono zostawić ponad 50 "dziur" po hobbitach, jako turystyczną atrakcję. Znajdziemy tam pełno szczegółów znanych nam z filmu - łącznie z charakterystycznymi drzwiami, małymi krzesłami i ogrodami, a to wszystko w otoczeniu malowniczych zielonych, falowanych wzgórz.
Źródło: www.hobbitontours.com
W położonym na południu Wyspy Północnej Wellington już tylko przysłowiowy rzut kamieniem do Parku Narodowego Tongario, gdzie zlokalizowana jest słyna Góra Doom, gdzie Frodo zniszczył pierścień, a która tak na prawdę jest górą Ngauruhoe. Jednak wcześniej warto udać się na Wyspę Południową do miejscowości Nelson i odwiedzić zakład jubilerski, który wykonał ten słynny pierścień. Kupić tam można kopie pierścienia, których ceny zaczynają się od 195 dolarów do, bagatela, ponad 6 0000. A jeśli chcemy potwórzyć historię i wyczyn Frodo możemy wynająć helikotper, który wzniesie nas nad Park Tongario, byśmy mogli wyrzucić wcześniej zakupiony pierścień w czeluści wulkanu.
Odwiedzić również można Górę Owen, czyli kopalnię Moria. Ta pokryta śniegiem góra powyżej miejscowości Nelson i jej fantazyjne kształty sprawiają niesamowite wrażenie! To właśnie tam też w "Hobbit: Niezwykła podróż" miałą się rozegrać walka kamiennych potworów. Będąc w Nelson warto również zatrzymać się w na moście Pelorus, pod którym przepływa rzeka, na ktorej kręcono niektóre sceny na potrzeby najnowszej produkcji Jacksona.
Źródło: www.3news.co.nz
Odwiedzić również można Górę Owen, czyli kopalnię Moria. Ta pokryta śniegiem góra powyżej miejscowości Nelson i jej fantazyjne kształty sprawiają niesamowite wrażenie! To właśnie tam też w "Hobbit: Niezwykła podróż" miałą się rozegrać walka kamiennych potworów. Będąc w Nelson warto również zatrzymać się w na moście Pelorus, pod którym przepływa rzeka, na ktorej kręcono niektóre sceny na potrzeby najnowszej produkcji Jacksona.
Pokaż Na szlaku Hobbita w Nowej Zelandii, czyli śladami Tolkiena i "Hobbit: Niezwykła podróż". Gdzie kręcono film? Zdjęcia + mapa na większej mapie
Fani filmu na pewno również rozpoznają jaskinie Waitomo zlokalizowane na północy wyspy - zdecydowanie nie jest to jednak opcja dla osób z klaustrofobią, a jak podają przewodnicy - można się w spędzić godziny i cały czas być oczarowanym ich ogromem i pięknem. To właśnie w nich Bilbo i jego przyjaciele znaleźli schronienie, które ostatecznie okazało się pułapką goblinów.
Pokazane w dziele "The Hobbit: An Unexpected Journey" krajobrazy to nie sprawka Hollywoodu ani komputerowych programów, które stworzyły je od zera. Krajobrazy i pejzaże te na prawdę istnieją - znajdują się one w Nowej Zelandii, na dwóch wyspach: Północnej i Południowej. Nowa Zelandia zachwyci na pewno nie tylko fanów Władcy Pierścieni, ale również zwykłych śmiertelników spragnionych niezwykłych miejsc.
Polecam również:
świetny artykuł, pozwolę sobie użyczyć kilku informacji do pracy w szkole ;) oczywiście, bez nie na zasadzie'kopiuj-wklej' ! :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Nie ma problemu - zapraszam;) Powodzenia z pisaniem pracy!
UsuńPozdrawiam!
Usuńsprzedaz auta w n. zeelandii – moze nie byc slodko:
konczylem wakacje w n.z w marcu, czyli ichniej jesieni, w christchurch. oczywiscie chcialem sprzedac auto, kupione tanio i raczej parchate. kupione z zalozeniem, ze oddam je na zlom. za zlomy placa roznie, ale max. okolo 300 nzd, w duzych miastach. na dlugo przed momentem pozbycia sie auta szukalem wszelkich mozliwych sposobow sprzedazy. i klientow. miejscowi sa kompletnie dolujacy, na ogloszenie – auto na sprzedaz – zawsze odpowiadaja pytaniem czy auto jest wciaz na sprzedaz, a po odpowiedzi potwierdzajacej milkna. wszyscy. takie zboczenie narodowe. jedna niemka w swoim ogloszeniu napisala: tak, auto jest na sprzedaz, tak, auto jest na sprzedaz. na pewno wciaz dostawala pytanie, czy auto jest na sprzedaz. w miedzyczasie sprzedalem kola, na ktorych byly dobre opony, zamieniajac sie na lyse. probowalem sprzedac akumulator, jako ze mialem drugi, slaby, ktory juz nie chcial krecic po nocy z przymrozkami. ten slaby wystarczyl, zeby dojechac na zlom. zapomnialem, ze mam dobry bagaznik dachowy, i ze moge go sprzedac – do dzis sie pukam po glowie. tak wiec sprzedawalem co sie dalo po kawalku. oczywiscie przy okazji sprzedazy wszelkiego sprzetu kampingowego i wszystkiego, co bylo sprzedajne. a w n.z., krolestwie shit,u, wszystko jest. w christchurch pojechalem na auto gielde dla backpackersow. po lecie, czyli na koniec sezonu, bylo tam kilkanascie vanow, wartych miedzy 6 a 15 tys. nzd. i nic innego. I ZERO KUPUJACYCH!!! zero. mniemniaszki, co to wylozyli taka kase na swoje autka, plakali, ze latwiej sprzedac auto na antarktydzie. a czego sie spodziewali kupujac auto? naiwne dzieci? nawet nie bylo tam sępow i naciagaczy, placacych po 500 dolarow za auto. jest ich w tym kraju mnostwo, mnie tez podchodzili z tak kosmicznymi propozycjami, ze ja bym nigdy takiego oszustwa nie wymyslil. np. : zostaw mi auto i upowaznij do sprzedazy, a jak go sprzedam, to ci wysle kase gdziekolwiek w swiecie. i kilka innych, co juz nawet wole nie pamietac.
konczac wakacje, chcialoby sie pozbyc auta w przeddzien wylotu. a to jest nieosiagalne, jesli chce sie sprzedac. jak sie sprzeda wczesniej, to trzeba , przez nie wiadomo ile dni, spac w hostelu. ( w ch.ch. noc w hostelu dochodzila do 100 nzd., w izbie zbiorczej troche taniej) wiec sie trzeba kisic w miescie, nie wiadomo po co, w syfie, tracic czas i pieniadze. bez sensu. a jak sie nie sprzeda? porzucic na parkingu przed lotniskiem? niektorzy to proponowali. ale 15 tys. nzd szlag trafia. tez bez sensu.
dalem za swojego parszka 850 dollar, troche w nim musialem dlubac, przywiozlem sobie podstawowe narzedzia. musialem zmienic opony, bo zdarlem na szutrach do drutow. oczywiscie ze zlomu. tak ze dolozylem pare stow na rozne czesci. na zlom oddalem go za 300, za kola wzialem 150. spalem w nim do ostatniej chwili, ze zlomu pojechalem prosto na lotnisko. ogolnie, nie wydalem na spanie ani jednego centa przez kilka miesiecy. oczywiscie wydalem na benzyne, bo zeby znalezc miejsce na noc, czasem trzeba bylo duuuuzo sie najezdzic.
a adolfki z gieldy dla backpackers? nie mam pojecia, ale ich zalamane miny i wyparowana buta byly slodkie. tudziez ich glupota, bezdenny brak wyobrazni. das ist keine deutschland, madchen. angielski swiat nie dziala po niemiecku, a autka do oszustow po 5 stów! albo zostawione przed lotniskiem….
Spedziłam w Nowej Zelandii trzy miesiące (styczeń-marzec 2012). Jestem fanką s-f, ale za fantazy i Tolkienem nie przepadam, nie interesowały mnie więc miejsca z tym związane. Ogólnie dosyć byłam zadowolona z pobytu, ale uważam, że generalnie kraj jest przereklamowany. Taki kieszonkowy kraj dla osób, które chcą zobaczyć w ciągu tygodnia wszystkie krajobrazy. Dlatego chyba tak dużo Japonczyków i Koreańczyków. Nowozelandczycy bardzo zniszczyli swoją przyrodę, szczególnie na Wyspie PÓłnocnej, ale nie tylko (problem rzek)i teraz za wszelką cenę chcą to odtworzyć. Powiem tak - jeśli jest się dłużej, widzi się wszystkie chwyty marketingowe. Pomijam już cepeliadę związaną z Maorysami (starsze osoby wiedzą, co to znaczy). Zachwyciły mnie czarne łabędzie, Morze Tasmana, wulkany. Jeśli ktoś dużo podróżuje, Nowa Zelandia może rozczarować, a przede wszystkim przy dłuzszym pobycie czuje się rodzaj klaustrofobii.Dużo bardziej zachwycił mnie np. Wietnam. Gdyby Polska przeznaczała tyle środków na reklamę, byłaby konkurencyjna. Nowa Zelandia jest bardzo daleko i dzięki temu wydaje się tak egzotyczna, a w istocie egzotyczna zupełnie nie jest, chociaż pewne rozwiązania społeczno-polityczne bardzo mi się podobały, np. całkowity i faktyczny rozdział państwa od kosciołow, niezwykła czystość i porządek, zupełnie rewelacyjne trawniki. Pozdrawiam Krystyna
OdpowiedzUsuńDziękuję za ciekawy komentarz i opinię! Życzę wielu kolejnych podróży!
UsuńNawet gdyby Polska dużo dała na reklamę to i tak zbyt wiele by to nie zmieniło.
Usuńn.z. 90% kraju nie ma zasiegu. zasieg tylko w miastach i na glównych drogach. czasem trzeba przejechac 100 km zeby miec zasieg. leje. nie mozna WOGÓLE wysiadac z auta bo meszki. zawsze i wszedzie. leje. nazi department of tourism zabrania wszystkiego, wszedzie. spanie na dziko to bullshit – albo masa niemców, albo o 6tej rano przychodzi nazi i daje mandat. leje. depresja. kilo baraniny w sklepie 40 dolarów. surowej. gotowej do jedzenia nie ma. kilo czeresni 40 dolarów. leje. benzyna w cenie europy, dwa razy wiecej niz w australii. 4 razy wiecej niz US. leje. meszki. cale fjordy nie maja dróg, sa niedostepne. meszki. leje. komary i baki w arktyce to zero w porównaniu do meszek. leje. zeby znalezc miejsce na noc, trzeba pojezdzic ze 2-3 godziny, wszedzie ploty i zakazy. wszedzie!!!!! aplikacje z miejscami do spania wysylyja wzystkich niemców na malutkie parkingi na 5 aut, stoi sie drzwi w drzwi, jak przed supermarketem. jak sie stanie z boku, to mandat. leje. meszki. nie mozna zagotowac wody bo meszki. i leje. trzeba przeskakiwac wyspe z poludnia na pólnoc, albo wschód zachód zeby nie lalo. n.z. jablka po 5 dolarów za kilo. te same jablka wszedzie indziej na swiecie po 1.50 dolara. aftershave za 50 dolarów w normalnym swiecie tam kosztuje 180.
OdpowiedzUsuńwszystkie mosty sa na jedno auto, poza Auckland. miasteczka wygladaja tak: bank, china takeout, empty store, second hand ze starymi smieciami, empty store, china takeout, second hand, bank and so on – kompletny upadek i depresja. pierwszy raz w zyciu kupowalem w second handzie. wejscie na gorace kapiele 100 dolarów. dwa razy psychopaci zagrazali mojemu zyciu (wyspa pólnocna, srodek-wschód), jeden z shotgunem. policja to ignoruje.
co by tu jeszcze? jest pare dobrych rzeczy, wymieniam zle, bo NIKT tego nie mówi. bardzo latwo zarejestrowac auto, ubezpieczenia nieobowiazkowe i tanie. przeglad co 6 miesiecy. w morzu sie nikt nie kapie, poza surferami, zimno, prady. meszki doprowadzaja do obledu.nie ma na nie sposobu. wszedzie mlodociane adolfki. tysiacami. supermarkety, maja ich 3, sa tak zle,ze nie ma co jesc. marzy sie o powrocie do swiata i normalnym jedzeniu. ogólnie marzy sie o normalnym swiecie, caly czas odlicza dni do wyjazdu . w goracych wodach maja amebe co wchodzi do mózgu. no chyba ze sie zaplaci 100 dolarów za wstep, to mówia ze nie ma ameby